wtorek, 27 sierpnia 2013

5. Opieka, randka i wakacje

Weronika
    Siedziałam na schodach przed swoim domem i patrzyłam na roześmiane dzieci. Cieszyły się ze słońca. Mi też uśmiech nie schodził z twarzy. Nagle mój widok przesłoniła mi sąsiadka z naprzeciwka.
- Weroniko mam do ciebie prośbę.- Podziwiałam ją. Wychowywała dzieci, pracowała i miała czas odwiedzać chorego męża w szpitalu. Ja bym tak nie mogła.- Muszę iść na ważne spotkanie, a opiekunka się rozchorowała. Mogłabyś przez godzinę popilnować dzieci.
- Dobrze- zgodziłam się.- Ale ja nic nie wiem o dzieciach.
- Włączysz im bajki i grzecznie będą oglądać. To tylko godzina.
- Dobra.
    Siedziałam u nich w salonie i razem z dzieciakami oglądałam "Piękną i bestię". Byli zapatrzeni w telewizor. Nagle rozdzwonił się mój telefon.
- Hej Ronni co robisz?- zapytał Harry.
- Oglądam bajkę z czterema chłopakami i jedną dziewczyną.
- Zdradzasz mnie?
- Oni są nieletni. Pilnuje dzieci sąsiadki.
- Potrzebujesz może pomoc?- zapytał.
- Całkiem ładnie oglądają bajkę.
- W taki piękny dzień siedzieć w domu. Weźcie ręczniki i zapraszam na basen. Zaraz przyjdę.
    Najpierw zadzwoniłam do Torii o pozwolenie, później kazałam im poprzebierać się w stroje. Kiedy Harry przyszedł, poszłam do siebie i przebrałam się w swoje jedyne bikini. Wygrzebałam jeszcze jakąś letnią sukienkę i dołączyłam do reszty na dole. Spacerkiem poszliśmy do willi chłopaków.
- Harry, ale się dzieci dorobiłeś.- Zaśmiał się Zayn wpuszczając nas do środka.
- Widzisz i już odchowane.- Posłał mu szeroki uśmiech.
    Dzieci od razu pobiegły do wody. Zdjęłam z siebie sukienkę i usiadłam na krawędzi basenu. Harry podszedł do mnie.
- Pani też pływa- oznajmił i wziął mnie na ręce. Mocno mnie trzymając wskoczył do wody.
    Z zamkniętymi oczami leżałam sobie na wodzie. Słyszała głośne śmiech wszystkich. Czułam się szczęśliwa. Pod wieczór razem z Harry'm odprowadziliśmy urwisy do domu. Staliśmy przed moim domem.
- Mogę liczyć na randkę?
- Zależy kiedy?
- Dzisiaj za godzinę. Co ty na to?
- Jestem za.- Cmoknęłam go w usta i zniknęłam za drzwiami.
    Nie możliwe, że się w nim zakochałam. Patrząc w lustro palcami przeczesałam mokre włosy. Widziałam uśmiech na swoich ustach i oczy, które aż skrzyły się z radości. Jak on mógł sprawić, że przez kilka dni zapragnęłam zostać tutaj na zawsze. Zapragnęłam życia, którego nie mogłam mieć. Czasu, którego pozostało mi nie wiele. Oparłam się o umywalkę, a z oczu popłynęły mi łzy. Słabość, na którą rzadko sobie pozwalałam. Otarłam je z moich policzków i poszłam wybrać sobie coś do ubrania. Kompletnie nie wiedziałam w co mam się ubrać. W moje ręce wpadła koronkowa sukienka. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam się ubrać. Założyłam do tego buty na obcasie i brązowy sweter. Kolczyki, zegarek i wisiorek. Włosy zebrałam w kucyk i byłam gotowa. Czekałam tylko na Harry'ego. Usiadłam na kanapie niecierpliwe stukałam obcasem o podłogę. W końcu ktoś zapukał do drzwi. Ku mojemu rozczarowaniu był to Niall.
- A gdzie Harry?- zapytał.
- Ja mam cię tylko zawieźć w wybrane miejsce. Chodź.
- Co on znowu wymyślił.
- Za parę godzin się przekonasz.
    Usiadłam na miejscu pasażera i pojechałam razem z Niallem. Ku mojemu zaskoczeniu zatrzymał się na lotnisku. Wysiadłam z samolotu i sama poszłam w kierunku hali. Na ekranie pojawiło się moje imię i strzał, w którą stronę mam iść. Doszłam do odprawy.
- Pani weronika?- zapytał ochroniarz. Pokiwałam twierdząco głową.- Tędy proszę. 
    Poszłam za nim. Moja ciekawość nie miała granic. Znaleźliśmy się w samolocie. Zamkną za mną drzwi. Nie był to duży samolot. Między dwoma siedzeniami rozłożony był stół, nakryty dla dwóch osób.
- Weroniko- usłyszałam zachrypnięty głos Harry'ego.- Zapraszam do stołu.
    Oboje zapieliśmy pasy, a samolot powoli zaczął się wznosić w powietrze. 
- Mówiłaś, że lubisz latać.
- Więc wynająłeś samolot na kolacje. Harry, gdzie my lecimy?
- Niespodzianka. Nie wywiozę cię na koniec świata.
    Zaczęliśmy jeść naszą kolację. Śmiałam się bez przerwy. Harry, co raz łapał moją dłoń, dotykał mojego kolana. Za każdym razem kiery nasze ciała się dotykały, miałam wrażenie, że przez moje ciało przechodzi prąd. Odwróciłam głowę w stronę okna.
- Harry gdzie my lecimy?- zapytałam.
- Niespodzianka. Została nam jeszcze jakaś godzina lotu. 
    Z mojego miejsca przesiadłam się na kolana Harry'ego. Wtuliłam się w jego tors i wdychałam zapach jego perfum. Uzależniający był. Przejechał palcem po moim policzku, obrysował kontur moich ust i pomknął do góry. Odgarnął mi z twarzy włosy, które wyplątały się z kucyka.
- Mówiłem ci, że lubię całować twoje usta.
- Coś tam napomknąłeś.
    Jego usta znalazły się na moich, językiem dotknął moich warg. Rozchyliłam usta wpuszczając go do środka. Teraz siedziałam na nim okrakiem. Ręce trzymał na moich pośladkach. Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Jego usta znalazły się na mojej szyji. Przyssał się do niej zostawiając czerwony ślad.
- Musimy przestać- powiedział, ale jego dłonie nadal wędrowały po moim ciele. Odbierał mi jakąkolwiek zdolność myślenia. Nie chciałam przestawać. Dobrze mi było.
- Dlaczego?
- Bo za chwilę lądujemy.
    Niezadowolona wróciłam na swoje miejsce. Harry miał racje. Dwadzieścia minut później lądowaliśmy na lotnisku w Krakowie. 
- Kraków?- zapytałam go gdy wychodziliśmy.
- Tak. To pierwszy przystanek.- Wyjaśnił mi.
- Harry, a moje rzeczy?
- Ciuchy można kupić.- Przymknęłam oczy. Tak ciuchy można kupić, ale ja nie wzięłam swoich leków.- Nie podoba ci się mój pomysł?
- Nie.- Odwróciłam się do niego i założyłam ręce na jego szyji. Utonęłam w tej zielonej otchłani - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nie mam swojego szkicownika.
- O tym pomyślałem i mam twoją torbę, ta z którą się nie rozstajesz i parę ciuchów.
- Wariat jesteś.- Zaśmiałam się. Pochylił się nade mną i złożył delikatny pocałunek na moich wargach.

sobota, 24 sierpnia 2013

4. Gra, deszcz i impreza

Weronika
    Osłupiała stałam w parku, nadal czując jego wargi na swoich. Patrzyłam jak odchodzi. Obserwowałam jak jego sylwetka niknie w cieniu drzew. Ręce zacisnęłam w pięści. Miliony myśli, a każda tylko o nim. Powoli szłam w stronę domu. Słyszałam tylko swój własny oddech i stukot obcasów uderzających o chodnikową płytę. W torebce znalazłam klucze i otworzyłam drzwi. Drżące palce zacisnęłam na metalowej klamce. Głośne skrzypienie wypełniło cały dom. Zsunęłam z nóg czarne szpilki i wzięłam je do rąk. Na boso pokonałam schody. Wszystko robiłam automatycznie, jakby ktoś mnie zaprogramował. Zamiast jak człowiek położyć się do łóżka, ja sięgnęłam po szkicownik. Siedziałam na balkonie i w skupieniu kreśliłam na białym papierze, zapełniając kartkę szarymi kreskami. Wiedziałam co na niej będzie, a raczej kto. Odrzuciłam na bok mój. Podsunęłam nogi pod samą brodę i oparłam na nich moją głowę, obejmując się rękoma. 
- Musiałeś się pojawić?- Zapytała, mając nadzieję, że niebo mi odpowie. 
    Tylko cisza, którą przerywał mój oddech. Zamykałam oczy widziałam jego, otwierałam je i pojawiał się on. Pieprzony Harry Styles. Umieram, a pragnę żyć, pragnę go poznać. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Spojrzałam na niedokończone dzieło.
- Cholera by cię wzięła Styles.
Rano
    Zamykałam dom kiedy ktoś pojawił się za mną. Odwróciłam się i mrużąc oczy przed słońcem spojrzałam na przybysza. Loki w nieładzie i ten uśmiech.
- Styles- wysyczałam przez zaciśnięte usta.
    Chłopak mało przejął się moim chłodnym tonem. Objął mnie swoim silnym ramieniem i zamknął mi usta pocałunkiem. Mogłam znowu zasmakować jego ust. Puścił mnie i chciał odejść.
- Kurwa nie masz prawa od tak sobie przewracać mojego życia do góry nogami!!- krzyknęłam za nim. Chłopak się odwrócił.- Styles w co ty grasz? Najpierw mnie całujesz, a później odchodzisz.O co ci chodzi?
- Masz tak piękne usta, aż kusi żeby je całować.   
- Nie masz prawa mnie całować.
- A kto ma? 
- Nikt- odpowiedziałam mrożąc go wzrokiem.
- Ciężkie te twoje życie. Nie dajesz się nikomu zbliżyć do siebie. Nie czujesz się samotna?- zapytał, ale nie czekał na moja odpowiedź. Po prostu sobie odszedł.
PARE DNI POZNIEj
Wieczór
    Wracałam z kina. Było już dosyć późno. Ciemne niebo przysłaniały jasne chmury, z których pewnie zaraz lunie deszcze. Ja to mam szczęście  Z nieba spadło miliony wielkich i zimnych kropel deszczu. Pobiegłam w stronę przystanku, gdzie schowałam się przed deszczem. Byłam cala mokra. Czarne auto zatrzymało  się przy krawężniku. Szyba zjechała w dol, a ja zobaczyłam Harry'ego.
- Może podwieźć?
- Tak- zgodziłam się niechętnie.
    Usiadłam na miejscu pasażera. Harry ruszył i w ciszy jechaliśmy do mojego domu. 
- Nie rozumiem cię.- Odezwał się przerywając ciszę. Spojrzałam na niego pytająco. To raczej ja miałam prawo nie rozumieć jego zachowania.- Czemu nie dajesz się nikomu zbliżyć do siebie. Dziewczyno są wakacje, zaszalej. Poznaj kogoś, by po dwóch miesiącach wrócić do domu i nie żałować ani chwili.-Harry zatrzymał się przed moim domem.- Z chłopakami organizujemy imprezę, może masz ochotę?
    Chciałam powiedzieć nie. Miałam zamiar powiedzieć nie. Więc czemu z moich ust wydobyło się to przeklęte słowo.
- Tak, mam ochotę. Muszę się tylko przebrać. Poczekasz w środku?
    Harry'ego zostawiłam w salonie, a sama pobiegłam na górę. Weszłam do łazienki i aż się przeraziłam swojego odbicia. Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam zmywać rozmazany makijaż. Przemaszerowałam przez pokój po czystą bieliznę. Zaszokowana ustałam na środku widząc Harry'ego.
- Co ty tutaj robisz?
- Chciałem zapytać ile ci to zajmie. Już wychodzą.
    Oszołomiona wyjęłam z szafy czarną bieliznę, jeansowe rurki, koszulkę z flagą Anglii. Ubrałam się w wybrane ciuchy. Założyłam do tego wysokie szpilki i skórzaną kurtkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam sobie mocniejszy makijaż. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i zeszłam na dół. Harry siedział na kanapie.
- Weronika jeszcze raz przepraszam. Nie powinienem...- Chłopak spojrzał na mnie, a jego przeprosiny zamarły mu w gardle.- Wow. Pięknie wyglądasz.
- Dzięki. Jedziemy?
   Z Harrym pojechaliśmy chyba do jego domu. Naprawdę mieszkał nie daleko mnie. Weszliśmy do środka. Głośna muzyka, masa ludzi i alkohol. Czego innego mogłam się spodziewać. Chciałam się wycofać, wrócić do domu. Ja się już tak nie bawiłam, ale Harry objął mnie w tali i wprowadził do salonu.
 Głośna muzyka przestała mi przeszkadzać po kilku kieliszkach tequili. Piałam razem z Louisem, tańczyłam z Harry'm i wygłupiałam się z Niallem. Zapomniałam jak to jest się bawić. 
- Teraz ja pobawię się w twoją grę- powiedziałam podchodząc do Harry'ego. 
    Ręką objęłam jego kark i przyciągnęłam go bliżej siebie. Zachłannie pocałowałam go w usta. Po kilku chwilach odsunęłam się od niego i zniknęłam w tłumie. Jakoś udało mi się wydostać. Wbiegłam po schodach na górę. Stałam oparta o barierkę na tarasie i patrzyłam na gwiazdy. Promile w moim organizmie powoli wyparowywały. 
- Tu się schowałaś.- Usłyszałam głoś Harry'ego.- Szukałem cię.
- Kiepska ta nasza gra. Ty całujesz, później uciekasz. Ja robię to samo. Znasz może zasady?
- Nie. Tutaj chyba nie mam miejsca na zasady.
- Myślisz? A co to jest?
- To co chcemy. Decyzja należy do nas.- Jego usta znalazły się przy moim uchu, a silne ramiona były więzieniem, z którego nie chciałam uciekać.- Wiec co to jest przyjaźń czy kochanie?
- Nie cytuj Mickiewicz.- uderzyłam go w ramie.- Więc co z nami będzie?
- To.
    Jego usta powoli zbliżały się do moich ust. Zamknęłam oczy i oddawałam się temu uczuciu. Wplotłam place w jego loki i przyciągnęłam go bliżej siebie. Chciałam, żeby ta chwila nigdy się nie kończyła. Harry przeniósł ręce na moje pośladki. Podniósł mnie do góry, a ja owinęłam nogi wokół jego pasa. Gdzieś mnie niósł, ale ja byłam bardziej zajęta jego dłońmi wędrującymi pod moją koszulką i ustami, które tak dobrze całowały. Znaleźliśmy się w jego sypialni. Chyba w jego sypialni. Położył mnie na łóżku. 
- Harry nie tak szybko- powiedziałam odzyskując rozum.
- Nie miałem w planach zaciągnięcia cie do łóżka- stwierdził odsuwając się ode mnie.- Pomyślałem, że może chcesz pójść spać.
- Nie mam w czym, więc może odwieziesz mnie do domu?
- Dam ci swoją koszulkę.- Szeroki uśmiech pojawił się na jego ustach.- Weroniko proszę zostań.
- Dobra.
    Dostałam koszulkę, która mogła mi służyć za sukienkę. Położyłam się na łóżku. Po chwili Harry leżał obok mnie. Objął mnie w tali i przyciągnął do siebie. Po chwili smacznie spał.

środa, 21 sierpnia 2013

3. Wróżka opiekunka, marchewkowy potwór i koncert w parku.

Weronika
    Siedziałam na schodach prowadzących do aktualnie mojego domu i kreśliłam kolejny rysunek. Tym razem nie miał być on dla mnie. W domu na przeciwko mieszkała rodzina. Mieli oni piątkę dzieci. Czwórkę chłopców i jedną dziewczynkę. Strasznie tej małej dokuczali. Spojrzałam na rysunek i wstałam ze swojego miejsce. Uważając na samochody przeszłam na drugą stronę. 
- Cześć jestem Weronika- powiedziała kucając na przeciwko małej dziewczynki. Miała może z sześć lat.
- Nie wolno rozmawiać mi z obcymi.
- Mieszkam na przeciwko.- Na jej słodkiej twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech. Jakby to, że mieszkam obok sprawiało, że nie jestem już obca.- Dokuczają ci?- zapytałam siadając obok na trawie. Pokiwała twierdząco głową wprawiając w ruch swoje blond loczki.- Mam coś dla ciebie.
    Podałam jej rysunek. Oglądała go z taką uwagą jak krytyk dzieło sztuki. Uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej i zapytała.
- Kto to?
- To wróżka opiekunka. Od teraz będzie się tobą opiekować.
- Dziękuję.
- A jak oni będą ci dokuczać to możesz mi się poskarżyć. 
    Wstałam z zielonej trawy i wróciłam do domu. Wzięłam swoją torebkę i poszłam zrobić zakupy. Miałam zamiar zrobić ciasto marchewkowe. W Tesco przy stoisku z warzywami wybierałam marchewki. Ktoś z przed nosa zabrał mi taką piękną i pomarańczową.
- Ej to moje.
- Nie prawda. Jestem marchewkowy potwór i wszystkie marchewki są moje- powiedział chłopak odwracając się.
- Louis nie wygłupiaj się- jęknął drugi podchodząc do niego.- O Weronika.- Drugi chłopak jak się okazało to Harry.- Nie mów, że też uwielbiasz marchewki.
- Nie chciałam tylko ciasto zrobić.
- Ciasto. Harry upieczesz mi marchewkowe ciasto.
- Louis zachowuj się- upomniał go Harry.- Weroniko poznaj mojego nadpobudliwego przyjaciela Louisa. Uwielbia marchewki.
- Dobrze wiedzieć. Jestem Weronika.
- Miło się rozmawiał- stwierdził Harry.- Ale nas wzywa praca. Louis idź płać za marchewki.
    Harry mnie minął i wsadził w rękę jakiś sztywną kartkę. Jak odeszłam uważnie się przyjrzałam. Był to bilet na koncert i to dzisiejszego wieczoru. Wsadziłam bilet do kieszeni swoich jeansów i poszłam dalej robić zakupy.
    Nie do wiary, że szykuje się na ten koncert. Miałam odpocząć, odizolować się, a nie spotykać z jakimś chłopakiem. Zapięłam czarne rurki, a później założyłam granatową koszulę wiązaną z przodu. Do czarnej torebki z frędzelkami wrzuciłam potrzebne rzeczy. Przed wyjściem nałożyłam czarne szpilki bez palców i czarny kapelusz. Zamknęłam dom i taksówką pojechałam na miejsce. Skwerek w parku był otoczony metalową barierką i piszczącymi nastolatkami. Przebiłam się jakoś do ochroniarzy i podałam im bilet.
- Pani Weronika?- zapytał jeden. Skąd on zna moje imię. Pokiwałam twierdząco głową.- Proszę za mną. 
    Posłusznie poszłam za facetem ubranym w garnitur i mimo wieczornej pory ciemne okulary. Poprowadził mnie obok sceny i wprowadził mnie do autobusu zaparkowanego za nią. Wywiozą mnie, zgwałcą i zabiją. Otworzył mi drzwi i gestem głowy wskazała, żebym weszła. Tak zrobiłam. Stałam w progu z otwartą buzią. Piątka dorosłych chłopków biła się o paczkę chrupek.
- Cześć- powiedziałam próbując zwrócić na siebie uwagę.
    Pięć par oczu w tym te piękne zielone oczy spojrzały na mnie. Na ustach Harry'ego rozciągnął się szeroki uśmiech. Porzucił walkę o jedzenie i do mnie podszedł. Pochylił się na de mną i szepnął mi do ucha.
- Ślicznie wyglądasz Weroniko.- Cmoknął mnie w policzek i łapiąc za rękę poprowadził do reszty.- Chłopaki to jest moja koleżanka Weronika. To Zayn i Niall.- Wskazał na blondyna o intensywnie niebieskich oczach i mulata z ciemnymi włosami.- To oni cię stratowali przed lotniskiem.
- Bardzo przepraszamy- odezwał się mulat.
- On zawsze godzinami siedzi w łazience i układa włosy. Samolot odleciał by bez nas.
- To tobie zachciało się jeść przed wyjściem.- Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Oni wszyscy są nie poważni.- Odezwał się chłopak w niebieskiej koszuli w kratkę.- Jestem Liam.
- Czyli znasz już wszystkich.- Harry złapał mnie za rękę i wyprowadził z autobusu.- Dziękuję, że przyszłaś.
- Nie wiem dlaczego chciałeś, abym przyszła. Harry, nie lubię grać nie znając zasad.
- To żadna gra. Po prostu cię lubię.
- Styles na scenę.
- Muszę lecieć. Praca wzywa.
    Patrząc na nich mogłam stwierdzić, że nieźle bawią się pracując. Wygłupiali się na scenie ile wlezie. Śmiałam się, biłam brawo razem z resztą widowni. Koncert się skończył, a ja szłam parkową alejką w stronę domu. 
- Czemu tak szybko uciekłaś?- Obok mnie pojawił się Harry.
- Bo koncert się skończył. Jest już późno. Harry jest mnóstwo powodów.
- Dlaczego nie dajesz się do siebie zbliżyć?
- Bo niedługo będę tylko wspomnieniem w twojej głowie.
- Chcę, żebyś była dobrym wspomnieniem.
    Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Trzymał ręce na mojej tali. Mocno uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Oniemiała wpatrywałam się w zieleń jego oczu. Podziwiałam tańczące iskierki. Powoli, jakby dokładnie nie był pewny tego co chce zrobić, zbliżał twarz do mojej. Przycisnął swoje wargi do moich, by po chwili odsunąć się ode mnie i odejść.
Teraźniejszość
    Dotknęłam palcami swoich ust. Zamknęłam oczy i pozwoliłam płynąć łzom.
- Nie rozumiał dlaczego mam być wspomnieniem. Wyszło, że on  jest nim. Cieniem w moim umyśle.
- To nie powód by się głodzić- odezwał się lekarz.
- A widzi pan powód aby żyć?!- Krzyknęłam wstając z łóżka.- Ja go już nie widzę.

Sprężyłam się i napisałam dla was kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

wtorek, 13 sierpnia 2013

2. Upał, rozsypane kredki i wieczorny spacer

Weronika
    Wstałam z łóżka i podeszłam do okno. Jednym zamaszystym ruchem odsłoniłam zasłony. Słońce mimo tak wczesnej pory mocno świeciło. Wydawało się jaśniejsze, jakby umyte wczorajszym deszczem. Zapowiadał się gorący dzień. Przetworzyłam okno i poszłam do łazienki się ubrać. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w sukienkę do kolan, na cieniutkich ramiączkach w kwiatki. Na wszelki wypadek wyjęłam sobie jeszcze jasnoróżowy, zapinany sweterek. Zeszłam na dół przygotować sobie śniadanie. Odgrzałam sobie wczorajszą pizzę, bo jeszcze nie zdążyłam zrobić zakupów. Zażyłam swoje leki. Wzięłam swoją torbę i wyszłam z domu. 
    Na zewnątrz panował upał, zupełnie nie podobny do pogody w Londynie. Nie lubiłam takiej pogody. Odbierała mi siły. Postanowiłam, że najpierw przejdę się nad Tamizę, tam powinno być chłodniej od rzeki. Szłam powoli do centrum. Po półgodzinnym spacerku doszłam do parku. Poczułam lekki powiew wiatru na mojej twarzy. Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam na pierwszej wolnej ławce. Z torby wyjęłam swój szkicownik i ołówki. Powoli kreśliłam szkic. Takie było moje życie. Pełne kolorowych obrazów w mojej głowie. Każdy przenosiłam na papier, nie ważne o jakiej porze i gdzie była. Wielu nauczycieli miało do mnie o to pretensje, że zamiast słuchać na lekcjach ja rysowałam. To był przymus. I tak zdałam z najlepszą średnią. Nie muszę już chodzić do szkoły. Skończyłam ją. Zanim się spostrzegłam na mojej kartce pojawił się czarny klucz. Uśmiechnęłam się na widok swojego dzieła. Spojrzałam na zegarek na moim przegubie. No tak spędziłam na tej ławce całe trzy godziny. Schowałam do torebki szkicownik, ale zanim zdążyłam schować moje cenne ołówki. Ktoś idąc wytrącił je mi z ręki.
- Mógłbyś uważać jak chodzisz- odezwał się ktoś za mnie. Doskonale złam ten zachrypnięty głos. Słyszałam go tylko parę razy, ale mogłam już dopisać go do odpowiedniej osoby. - Proszę twoje kredki- powiedział podając mi pudełko z ołówkami.
- To nie kredki Harry - zaśmiałam się.
- Dobra, ale wiesz o co mi chodzi.- Chłopak podniósł się z ziemi. Jego zielone oczy zasłaniały ciemne okulary.- Znowu się spotykamy Weroniko.
- Chyba mnie śledzisz- stwierdziłam wstając z ławki.
- Nie, tylko ratuje z opałów.
- Och ty mój rycerzu. Jak mogę ci się odwdzięczyć za ratunek.
- Piękna księżniczko może wybrałabyś się ze mną na spacer.
- Jak na razie mam dość tego słońca.
- To wieczorem?
- Coś się tak uparł?- zapytałam.
- Oczarował mnie twój uśmiech i chciałbym bardziej poznać jego właścicielkę- przyznał łapiąc mnie pod rękę. Prowadził mnie w odwrotnym kierunku niż przyszłam.
- Akurat jego właścicielka to nudna dziewczyna spędzająca wakacje w Londynie.
- Nie ma cieplejszych miejsc na świecie?
- Nie za bardzo toleruję upały.- Byłam wdzięczna, że mogłam oprzeć się na jego ramieniu.
- Widzę. Strasznie blada jesteś. Odwiozę cię do domu.
- Nie trzeba Harry. Muszę zrobić jeszcze zakupy.- Zaprotestowałam.
- To najpierw pojedziemy do Tesco, a później cię odwiozę. Nie chcę mieć cię na sumieniu. Lubię spać, a tak to będę martwił się czy ta śliczna dziewczyna wróciła do domu.
- Jesteś wariat.
- Wielu ludzi mi to mówi.- Posłał mi szeroki uśmiech, który wręcz zwala z nóg. 
Pojechaliśmy do sklepu. Zrobiłam szybkie zakupy i Harry odwiózł mnie do domu. Nawet zaniósł do środka wszystkie reklamówki.
- To co widzimy się wieczorem?- zapytał.
- Nie odpuścisz mi?- Pokiwał głową.- Dobra to do wieczora.
    Weszłam do domu i przez okno w salonie patrzyłam jak odjeżdża. Był słodki, miły i lubiłam z nim rozmawiać. Do tego skądś go kojarzyłam. Przygotowałam sobie obiad, posprzątałam i poszłam się przebrać. 
    Wzięłam zimny prysznic, bardzo orzeźwiający po tym upalny, dniu. W samym ręczniku przemaszerowałam do pokoju. Z jeszcze nie rozpakowanej walizki wyjęłam jeansowe rurki, bokserkę w paski i białą marynarkę. Wzięłam jeszcze czystą bieliznę i poszłam się przebrać. Wysuszyłam jeszcze włosy. Malować się nie miałam zamiaru. Zdążyłam tylko zejść na dół kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie wiem czemu, ale na samą myśl, że to Harry na moje usta wpłyną uśmiech. Otworzyłam je i się nie myliłam. W drzwiach stał Harry. Tym razem jego oczu nie przysłaniały ciemne szkła.
- Pięknie wyglądasz- powiedział.
- Dziękuję.- Znowu ten piekielny rumieniec. Tego chyba się nie da powstrzymać.
    Harry wziął mnie pod rękę i w milczeniu kierowaliśmy się w stronę parku. 
- Widziałaś już coś w Londynie?- zapytał.
- Nie miałam okazji. Jestem tutaj tylko dzień.
- To dobrze. Przynajmniej mogę pokazać ci Londyn we właściwy sposób. 
    Zaprowadził mnie do parku. Jedna ławka była otoczona ludźmi. Harry złapał moją dłoń i tam poprowadził. Przepychaliśmy się przez tłum. Na ławce siedział pan z gitarą i grał.
- Mogę prosić coś specjalnego dla tej pani?- zapytał Harry wrzucając banknot do kapelusza.- Pierwszy raz zwiedza Londyn.
- Oczywiście.
    Po chwili mężczyzna zaczął grać inną melodię. Harry słysząc ją uśmiechną się szeroko i zaczął śpiewać.

Stoisz naprzeciwko mnie,
Czekam, trudniej mi oddychać
Nagle oślepiają mnie światła
Nigdy nie zauważyłem jak jasne mogą być
Zobaczyłem w kącie fotografię
Bez wątpienia w mojej głowie to jesteś ty
Samotnie leży na twoim łóżku w rozbitym szkle
To łóżko nigdy nie było przeznaczone dla dwojga
Trzymam moje oczy szeroko otwarte
Trzymam moje ramiona szeroko otwarte
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym 
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Obiecuję że pewnego dnia sprowadzę z powrotem gwiazdę
Złapałem jedną i wypaliła mi dziurę w mojej ręce, och
Wydaje się jakby ostatnimi dniami oglądam cię z daleka
Starając się byś zrozumiał
Trzymam moje oczy szeroko otwarte,yeah
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość spania samotnie
     Biłam brawo razem z innymi słuchaczami. Harry się ukłonił i wyciągnął mnie z tłumu.
- Cóż pnie Styles był pan w swoim żywiole.
- Cholera, a myślałem, że mi się uda.
- Było nie śpiewać. Ale czemu chciałeś, żebym nie widziała kim jesteś?
- Bo nie lubię tego Harry'ego Styles jako gwiazdy. Chciałem, żeby ktoś poznał mnie tak normalnie.
- Dla mnie jesteś Harry, który z kolegami o mało co mnie nie stratował.
   Oboje zaczęliśmy się śmiać. Zielone oczy od razu się rozpromieniły, a na ustach Harry'ego znowu gościł ten wspaniały uśmiech.
Teraźniejszość
- Nie wiedziałam wtedy, że tak łatwo zakocham się w tym uśmiechu. Pewnie gdybym wiedziała to co teraz wiem, nie pozwoliłabym tak łatwo zawładnąć swoim sercem.- Lekarz spojrzał na mnie. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale ja zaczęłam dalej opowiadać.





No jak wam się podoba nowy rozdział. Mam nadzieję, że chociaż troszkę. Następny gdzieś za tydzień. Mile widziane komentarze.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Zwiastun

Zrobiłam dla was zwiastun miłego oglądania http://www.youtube.com/watch?v=FvPufKr6sCA

piątek, 9 sierpnia 2013

1. Lot w przestworza, wypadek i zielonooki bohater


Weronika
    Patrzyłam przez małe okienko w samolocie jak szybujemy pośród chmur. To było moje ulubione miejsce. Między ziemią, a niebem. Kiedy byłam mała powiedziałam tacie, że chcę latać tak jak ptak, wtedy pierwszy raz poleciałam z nim samolotem. Miałam najlepsze miejsce jakie mogłam sobie wymarzyć, między jednym pilotem, a moim tatą. Lecieliśmy wtedy do Londynu. Pamiętam wielki diabelski młyn, przypominał wielkie oko potwora z dziecięcych koszmarów. Teraz też moim celem był Londyn. Nie pomyślałabym, że wejście na pokład samolotu będzie takim wyczynem. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie znowu poczuć tę magię.
    Z mojej torby wyjęłam szkicownik i kredki akwarelowe. Pochyliłam się nad białą kartką papieru, na której był namalowany ledwo widoczny kontur majestatycznego pawia. Przez całe trzy godziny lotu nadawałam kolory mojemu ptakowi. Zadowolona spojrzałam na swoje dzieło. Kobieta siedząca obok mnie też się na niego patrzyła.
- Podoba się pani?- zapytałam używając już języka angielskiego.
- Bardzo. Ma pani talent.- Wyrwałam kartkę i podałam go kobiecie.
- Jest pani.
- Nie mogę. Strasznie długo się nad nim męczyłaś.
- Nalegam. Niech pani go weźmie. Mi on się nie przyda.
    Stewardesa oznajmiła, że za chwilę lądujemy w Londynie. Zapięłam pas i schowałam swoje rzeczy do torby. Rzadko się z nią rozstawałam. Miałam w niej dosłownie wszystko. Leki, zdjęcia rodziców. Szkicownik, ołówki i kredki. Kosmetyki, telefon, dokumenty i klucze do wynajętego domu. Wylądowaliśmy. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam z samolotu. Odebrałam swój bagaż i przed lotniskiem czekałam na taksówkę. Posadziłam swój tyłek na wielkiej walizce i znowu zaczęłam rysować. To było dosyć nierozsądne z mojej strony. Jakieś trzy postacie dosłownie przebiegły przed moim nosem. Straciłam równowagę i poleciałam do tyło. Z moich ust wydobył się jęk. Otworzyłam oczy i spostrzegłam jakąś postać stojącą nade mną. Słońce przeszkadzało mi w dokładnym przyjrzeniu się jej. Schylił się i pomógł mi wstać.
- Przepraszam za kolegów- powiedział. Miał cudownie zachrypnięty głos.- Spieszyli się na samolot.
- A ty się nie spieszysz?
- Nie ja zostaję w Londynie- odpowiedział mi.- Czy w ramach rekompensaty za ten niemiły wypadek mógłbym zaprosić cię na kawę.
- Czekam na taksówkę.
- Mogę też cię podwieźć.
Zawiał wiatr, a ja przypomniałam sobie o moich rysunkach. Jeszcze chwila, a mogłabym je ganiać po całym Londynie. Chłopak pomógł mi je pozbierać.
- Jestem Harry.
- Weronika. - Niebezpieczne czarne chmury zebrały się nad lotniskiem.- Dobra możesz mnie podwieźć.
- Bogu dzięki za naszą pogodę- zaśmiał się Harry i wziął moją walizkę.
    Był przystojny, miły i coś mnie do niego ciągnęło, ale ja nie długo zostanę tylko wspomnieniem. Postanowiłam, że nie mam zamiaru pozostawiać po sobie śladu. W Polsce nikt już po mnie płakać nie będzie, no może ci nieliczni przyjaciele, którzy zdołali się do mnie zbliżyć. Tutaj nie miałam zamiaru z nikim się zapoznawać. Wsiadłam do jego samochodu, całkiem drogiego samochodu i podałam mu adres pod który miał mnie zawieźć.
- Lubisz odwozić nieznajome? 
- Jeżeli są tak śliczne jak ty, to mógłbym robić to non stop.
- To mało ekologiczne i ekonomiczne.
- W jakim sensie?- zapytał zatrzymując się na światłach. Znowu spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi oczami.
- Nie potrzebnie marnujesz paliwo.
- W twoim wypadku to nie prawda. Mieszkam kilka domów dalej.- Posłał mi szeroki uśmiech, a w jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki.- Strasznie dużo myślisz.
- Słucham? O to mnie jeszcze nikt nie posądził. Wolisz głupie dziewczyny, które przytakując ci za każdym razem.
- Raczej nie.- Harry zjechał na podjazd jakiegoś domu. Jesteśmy na miejscu.
Wysiadł z samochodu i z bagażnika wyjął moją walizkę. Z powrotem wsiadł za kółko swojego drogiego auta.
- Wolę pyskate takie jak ty. Weroniko mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział i odjechał.
    Odwróciłam się i spojrzałam na dom. Wyglądał jak wyjęty z baśni ' Tysiąca i jednej nocy', albo wprost z ' Tajemniczego ogrodu'. Na zdjęciach wyglądał ładnie, ale w rzeczywistości był jeszcze piękniejszy. Złapałam za plastikową rączkę mojej walizki i weszłam do środka. Wnętrze też był piękne. W przedpokoju zostawiłam walizkę i poszłam na zwiedzanie. Za taką cenę, za jaką wynajmuję ten domek nie spodziewałam się aż takich luksusów. Jęknęłam z zachwytu na widok wielkiego łóżka w sypialni. Było tak ogromne, że z moim metrem sześćdziesiąt mogłam spać w poprzek. Następna w kolejce była łazienka. Od razu mogłabym wskoczyć do wanny. Zeszłam na dół i wyszłam do ogrodu. Zaczęło już padać. Szybko przyjrzałam się kamiennej ławce i wróciłam do domu.

No i mamy pierwszy rozdzialik. Jak się wam podoba? Jak wrażenia? Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Prolog

Weronika
    Siedziała na łóżku, głowę opierałam o zimną szybę okna. Mój wzrok utkwiony był w ludziach spacerujących po parku. Patrzyłam na szary świat. Pożółkłe liście spadały na ziemie. Słońce nieśmiało wyglądał zza gęstych chmur Spuściłam wzrok i spojrzałam na swoją dłoń. Zapatrzyłam się w piękną obrączkę na moim palcu. Kilka łez popłynęło po moich policzkach. Otarłam je wierzchem dłoni i spojrzałam na mężczyznę siedzącego na drugim końcu łóżka. Umierała patrząc w jego zielone oczy. Nie były tak intensywnie zielone jak wiosenna trawa i nie patrzyły na mnie z tą czułością. Nie były to oczy mojego ukochanego. Ich nie będzie mi dane już oglądać.
- Weroniko musisz jeść- odezwał się tę wspaniałą ciszę. Pokręciłam głową i uparcie nadal nie powiedziała ani słowa.- Dlaczego sobie to robisz?
- Już raz pogodziłam się ze śmiercią. Mogę zrobić to po raz drugi.
    Moje serce chociaż już w pełni zdrowe bolało okropnie. To przez dziurę, która powstała niedawno w moim sercu. Spojrzałam na lekarza i z moich ust zaczęły płynąć słowa opowiadające moją historię.


Jak widzicie mam dla was coś zupełnie nowego. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Mile widziane komentarze. Czekam na waszą opinię.
Szablon wykonała Clary G